Zaduszki

dr Marta Kowalczyk

Dzień zaduszny w tradycji katolickiej i polskich obyczajach
w: Homo Dei. Przegląd teologiczno-duszpasterski, rok LXXIX (2010), nr 4 (297), Kraków 2010, s. 68-80.

Wstęp

W Kościele Zachodnim obchodzony 2 listopada Dzień Zaduszny, choć treściowo połączony jest obecnie z poprzedzającą go uroczystością Wszystkich Świętych, to jeszcze niedawno w zaskakujący dla przeciętnego człowieka sposób, nawiązywał w swej obrzędowości do współczesnych zwyczajów związanych ze świętami Bożego Narodzenia. Kapusta i pierogi z grzybami, kutia i obdarowywanie się prezentami, jak opowiadają pochodzące z różnych krajów stare księgi to zwyczaje, które towarzyszyły niegdyś dniom, w których wspominano zmarłych.

Przyczyn takiego stanu rzeczy doszukać się można już w samym pojmowaniu problematyki eschatologicznej, gdzie w różnych kręgach kulturowych podejście do śmierci i rzeczy ostatecznych, znacznie się różni w praktyce oraz myśli teologicznej i ludowej. Niewiele na ten temat można znaleźć w pracach teologicznych, choć powtarzające się każdego roku tradycje ludowe w wielu miejscach zakorzenione są głęboko w obrzędach pogańskich, takich jak choćby „dziady”, z którymi kapłani wytrwale i z poświęceniem przez wieki walczyli. Więcej informacji na ten temat znajduje się w pracach etnografów, którzy skrupulatnie śledzą zarówno te ginące, jak i pojawiające się w społeczeństwie i konkretnych jego grupach, nowe zwyczaje. Obrzędom tym, często dalekie jest teologiczne rozumienie, gdzie świętych obcowanie oznacza wzajem­ną duchową łączność między Świętymi w niebie, cierpiącymi w czyśćcu i wierzącymi na ziemi. Według nauczania Kościoła łączność ta przejawia się właśnie w kulcie Świętych, modlitwie za zmarłych oraz w modlitwie o wstawiennictwo tych, którzy już przeżywają stan nieba lub czyśćca. Najwyższym wyrazem takiej łączności Kościoła na ziemi z Kościołem w niebie i w czyśćcu, we wspólnym uwielbieniu Boga jest litur­gia eucharystyczna[1]. Znacznie mniej wymagające poświęceń jest rozumienie i celebracja Dnia Zadusznego wśród ludu, który w ostatnich latach poza obrzędami starosłowiańskimi coraz częściej oddaje się różnego rodzaju zabawom. Warto więc przyjrzeć się tym obyczajom, aby prawdziwa troska o dusze wiernych zmarłych, w dniu, kiedy powinna być celebrowana, nie zaginęła pośród obcych jej rytuałów dalekich od żywej wiary i praktyk religijnych. Tu też pojawia się wyzwanie a zarazem zadanie dla duszpasterzy, którym powierzona została owczarnia Pana. Przed Nim bowiem, kiedy przyjdzie czas, każdy będzie musiał zdać raport – także z pracy nad kształtowaniem świadomości, powierzonych swej opiece duszyczek.

 

  1. Obyczaje ludowe Dnia Zadusznego

 

Poświęcony pamięci wszystkich zmarłych dzień, tak jak i kiedyś, przywołuje i ożywia wspomnienia o tych, którzy dawno odeszli z tego świata, jak i powoduje refleksję i zadumę u tych, którzy niepewni dnia i godziny rozstania się z życiem doczesnym, modlą się za zmarłych[2].

W starych księgach liturgicznych nazywany z łaciny „festum animarum omnium”, znany u nas jako „Dzień Zaduszny” lub też „Zaduszki”, u Niemców nazywany jest „Allerseelentag”, u Francuzów „le jour des Ames”, u Włochów: „i Morti”, a u Czechów „Dušički”[3]. W Kościele Wschodnim dzień ten zwany jest Sobotą św. Dymitra i poprzedza 26 Paź­dziernika, czyli dzień wspomnienia tegoż świętego. Niezależnie jednak od nazwy i kraju, jak zauważył J. Szczypka w „Kalendarzu Polskim”: „Zaduszki zawsze były świętem owego przenikania czy też więzi dwu światów: tego żywego i tego zmarłych. Nasi przodkowie wierzyli nawet, że wówczas ci, co odeszli, odwiedzają swoje domy, że zaglądają do tak samo już odeszłych krewniaków, że słuchają nabożeństw odprawianych w ten dzień przez nieżyjących księży, że wręcz jedzą, popijają i weselą się, jak gdyby całkiem udało im się zdobyć na powrót krainę doczesności”[4].

Przytoczone spostrzeżenia J. Szczypki oraz coroczne obserwacje powtarzalnych w pierwszych dniach listopada istniejących w naszym kręgu kulturowym zachowań ludzkich zmuszają do pewnej refleksji nad ewolucją obyczajów i wierzeń związanych z Zaduszkami właśnie. Życie bowiem pokazuje dobitnie, że choć nasz kraj od wielu wieków szczyci się przynależnością do świata chrześcijańskiego, pewnym niepokojem i zainteresowaniem może napawać teologów, etnografów, historyków i innych badaczy naukowych, wciąż istniejące zjawisko kultywowania „pod płaszczykiem” mody albo zwyczajów regionalnych wielu pogańskich obrzędów, które lata temu zostały „podpięte” pod wiarę katolicką. Czasem w tym celu zmieniano nazwę obrzędu, czasem zmieniano miejsce jogo sprawowania, próbując dodać mocy sakralnej, a nawet magicznej, usiłując w ten sposób zaklinać rzeczywistość i niekiedy łudzić się możliwym odwleczeniem w czasie widma nieuchronnej śmierci. Przy czym, jak zauważa Stefan Kwiatkowski w „Średniowiecznych dziejach Europy” za każdym razem, kiedy „warunki dyktowała prosta, nieuczona pobożność, opierająca się na żarliwości i powołująca się na bezpośrednie doświadczenie sacrum”, dogmatyka schodziła na plan dalszy, a emocjonalność woli i wiary brały górę nad rozumem[5]. Konsekwencją takiego stanu rzeczy były zazwyczaj niestety konflikty, które przetaczały się przez Europę, niejednokrotnie pociągając za sobą tysiące istnień ludzkich walczących już nie na słowa, ale na miecze, za którymi stała siła przesądów, domniemań i nieporozumień.

A przecież w prawdziwej żywej wierze nie chodzi o magiczne rytuały, ale o Boga – Ojca, Syna i Ducha Świętego, o wskrzeszenie umarłych i życie wieczne, w co wiarę wyznają katolicy podczas każdej Mszy świętej wypowiadając słowa Credo[6]. W którym miejscu naszej historii zostały zatem zatarte granice między przesądami, magicznymi obrzędami i prawdziwą, żywą wiarą o której mówi Pismo Święte i nauczają kolejni papieże, teolodzy? W co konkretnie wierzą, a co powinni wiedzieć chrześcijanie wspominający i modlący się każdego roku w Dzień Zaduszny za swoich bliskich zmarłych, choćby prostymi słowami modlitwy: „Boże, Ojcze Wszechmogący, wierzymy, że Twój Syn umarł i zmartwychwstał, spraw łaskawie, aby mocą tej tajemnicy Twój sługa (służebnica) N., który (a) zasnął(a) w Chrystusie, przez Niego dostąpił(a) radości zmar­twychwstania. Amen.”[7]. I wreszcie jak wyglądał ten dzień kiedyś, skoro w opracowaniach etnograficznych bardziej przypomina współczesne tradycje bożonarodzeniowe niż przepełnione smutkiem i melancholią odwiedzanie grobów?

 

  1. Duchy z tamtego świata

 

Dni przeznaczone na wspominanie zmarłych obchodzone były na całym świecie, we wszystkich epokach i grupach społecznych. Od najdaw­niejszych czasów, uznawane za jedne z najważniejszych przejawów kultu, obrzędy i zwyczaje związane z dniami przypominającymi o zmarłych świadczą o wierze w życie pozagrobowe, aktywność pośmiertną dusz oraz w moż­liwość ich powrotu na ziemię i obco­wanie żywych z umarłymi[8]. Podejście takie wskazuje tym samym na niezachwianą wiarę w nieśmiertelność duszy, która po śmierci zmienia stan i sposób ludz­kiego istnienia.

Jak wynika z opracowań etnograficznych, niektóre powtarzane cyklicznie obrzędy były przeja­wem manizmu[9], czyli kultu przodków przywołującego opie­kunów wspólnot rodowych, którzy dzięki danej im w zaświatach nadprzyrodzonej wiedzy i mocy mieli nieustannie wpływać na losy ludzi żyjących, doświadczając jednakże tak jak za życia głodu, pra­gnienia, zimna, bólu i zmęczenia. W całej Polsce wierzono, że w listopa­dowe kościelne święta zmarłych, zwol­nione z czyśćca dusze powracają na zie­mię, błąkając się po rozstajnych drogach i cmentarzach, przychodzą na miejsce swego ziemskiego bytowa­nia i stamtąd wołają o pomoc, modli­twę i ofiary[10]. Według wierzeń 1 i 2 listopada, po zapadnię­ciu zmroku, dusze zmarłych dawały znać o swojej obecności stukaniem, skrzypieniem podłóg i sprzętów, szumem wia­tru w kominie, iskrami sypiącymi się nad paleniskiem, czy też pozostawionym le­dwie widocznym odciskiem dłoni lub stopy na piasku albo popiele rozsypanym na podłodze. Z tego powodu zakazane było przędzenie, tkanie, szycie, tarcie lnu, rą­banie drewna, cięcie sieczki, a także bielenie mieszkań, które wedle wierzeń, przez zachlapanie szczeliny w ścianie, narażało duszę na uwięzienie w ścianie[11]. Podobnie jak na Kaszubach, tak i na Warmii, Mazurach oraz Ziemi Dobrzyńskiej zakazane było wyle­wanie wody i pomyj przed dom, zanim nie wypowiedziało się formułki: „Ucie­kajcie wszystkie dusze, bo ja wodę wy­lać muszę”[12].

Znie­ważeni i zapomniani zmarli, a dokładniej ich dusze, wedle wierzeń ludowych miały wyrządzać ludziom dotkliwe szkody: stra­szyć, nękać, sprowadzać nieszczęścia z przedwczesną śmiercią włącznie. Przez obrzędy i ofiary zaduszne żyjący „zaspokajali” więc po­trzeby i pragnienia zmarłych, licząc iż w ten właśnie sposób pozyskają ich przy­chylność, pomoc i opiekę[13].

W ludowych obrzędach i tradycjach zadusznych waż­ną rolę odgrywał też ogień. Toteż w noc zaduszną na rozstajnych drogach i cmenta­rzach rozpalano ogniska, które podtrzymywano aż do brza­sku, aby błąkające się po ziemi dusze mogły przy nich odpocząć i ogrzać się. Największe ogniska rozpalano na mogi­łach ludzi zmarłych śmiercią gwałtow­ną, a przede wszystkim na grobach samo­bójców zwanych „zabitnikami”, których nie­gdyś grzebano poza ogrodzeniem cmentarnym wierząc, że palone nocą ognie ochronią ludzi przed złymi duchami[14]. Na Podhalu pozostawiano też na noc zapalone świece, kaganki i lampy, które usta­wiano na stole, oknie lub domowym ołtarzyku, przy którym wszyscy domownicy czekali na przy­bycie dusz, modląc się i przy­wołując zmarłych ze swoich rodzin po imieniu. Na ławie stawiano miskę z wodą i wieszano ręcznik, aby goście z zaświatów mogli obmyć się po swej długiej podróży. Pozostawiano też uchylone na noc drzwi i furtki, a progi wysprzątanych na tę okazję domostw skrapiano wodą święconą, aby przestąpić je mo­gły tylko duchy bogobojne i życzliwe ludziom[15]. Jak opisuje W. Klinger w Hiszpanii, w górach Asturii, na Zaduszki wieczorem rodzina nie kładła się spać, lecz spędzała noc przy ognisku, a świeżo zasłane łóżka, czekały na dusze zmar­łych, które miały przybyć, by ogrzać się i wypocząć[16]. Podobnie we Włoszech, na Sycylii w noc przed dniem Zadusznym dzieci ustawiały na swych stolikach szklanki z wodą, i jeżeli nastę­pnego dnia nie były one pełne po brzegi, uważano, że to zmarli przybywali do pomieszczeń, aby ugasić pragnienie[17].

 

  1. Obyczaje „dziadowskie”

 

Co ciekawe, przed przyjęciem chrześcijań­stwa na ziemiach polskich wspomi­nanie zmarłych oraz ofiary i obrzędy zaduszne towarzyszyły wszystkim ważnym świętom i uroczystościom. Jeszcze w XIX wieku na wschodnich rubieżach Polski były odprawiane uroczystości ofiarne z przywoływaniem zmarłych, zwane pominkami, dziadami albo diedami, co stanowiło żywy relikt archa­icznych praktyk zadusznych i odwiecznego kultu przodków oraz nawiązywało do pogrzebowych styp[18]. Obyczaj ugaszczania dziadów ko­ścielnych, praktykowany był w całej Polsce jeszcze w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku[19]. Wiązało się to z powszechną wiarą, że modlitwa ludzi utrzymujących się z jałmużny, a żyjących „chlebem Pana-jezusowym” ma posłuchanie u Boga[20].

Wierzono także, że postać dziada-pątnika[21] może przybrać zmarły przodek z bliższej bądź dalszej rodziny, co sprawiło, że tym chętniej przed listopadowym świętem zmarłych we wszystkich do­mach pieczono chleby i bułki, gotowano pierogi, groch i kapustę, a na wschodnich ziemiach polskich przygotowywano kutię, aby 1 i 2 listopa­da móc zanieść dziadom kościelnym węzełki z jedzeniem oraz jałmużnę pod kościoły i na cmentarze, prosząc ich w zamian o modlitwę za zmarłych i wspomnienie ich imion podczas pacierza[22]. Przy czym jadło i pie­niądze dzielono na tyle części, ilu zmar­łych było w rodzinie.

We wsiach wielkopolskich i kujawskich w Dzień Zaduszny pod kościoły zjeż­dżały się wozy wyładowane bochnami chle­ba przeznaczonego dla dziadów-jałmużników, których niekiedy za­praszano też w tych dniach do swoich domów na ucztę zaduszną i nocleg. Księża próbowali zwal­czać zwyczaj ugaszczania dziadów na dziedzińcach kościelnych i cmentarzach jako przejaw pogańskich praktyk zadusznych, oraz dlatego, że ludzie ci, często pochodzący z marginesu społecznego, wszczynali kłót­nie i bójki o datki, a hałaśliwie domagając się jałmużny zakłócali powagę uświęconych miejsc i obrzędów ko­ścielnych[23]. Jednocześnie kapłani starali się nakłonić wier­nych, aby pieniądze i pożywienie dla ubogich, pozostawiano w wyznaczonych do tego miejscach w kościele, co dawało im możliwość udzielania pomocy ludziom autentycznie potrzebującym, a nie oszustom i naciągaczom.

Zarówno postać, jak i ludowe obrzędy zaduszne stały się inspiracją dla Adama Mic­kiewicza i jego poematu narodowego „Dziady”, na który składają się trzy luźno powiązane części, kolejno II, IV i III oraz nieukończona przez autora część I. Elementem spajającym części jest właśnie obrzęd dziadów, który dokładnie został przedstawiony w części II utworu, gdzie za pomocą nakazów, rytualnych gestów i zaklęć, Guślarz sprawuje pradawny obrzęd, w którym światy żywych i umarłych przenikają się w sposób niemal namacalny. Na obrzędy „Dziadów” przybywają trzy rodzaje duchów. Duchy lekkie reprezentowane przez Józia i Rózię, czyli dzieci, które nie doświadczyły cierpienia i dlatego nie mogą dostać się do nieba. Duchy ciężkie, reprezentuje widmo złego pana – upiora skazanego na wieczną mękę za zło wyrządzone poddanym, którzy pod postacią „żarłocznego ptactwa” towarzyszą mu po śmierci oraz duchy pośrednie, czyli takie jak duch pasterki Zosi, której wina polega na tym, że mimo zaawansowanego jak na owe czasy wieku nie wyszła za mąż, prowadząc jakby jałowy tryb życia.

Guślarzowi towarzyszy chór wieśniaków wypowiadający zaklęcia i komentarze do znanych prawd moralnych. Obrzęd już kończono, gdy pojawiła się kolejna zjawa, nie reagująca zupełnie na wezwania Guślarza i Chóru. Duch ten zmierzał w stronę jednej z wieśniaczek wskazując na swoje zranione serce, co zakończyło misterium[24].

Obrzęd dziadów wspominany jest przez Gustawa jeszcze w IV części i powraca w scenie IX części III, co stanowi jakby spoiwo całości utworu. Do postaci dziada, Adam Mickiewicz nawiązał jeszcze w epopei „Pan Tadeusz” z 1834 roku, gdzie rolę tę pełni były legionista. Pewne nawiązania znajdujemy także w powieści Adolfa Dygasińskiego „Żywot Beldonka”, która opowiada historię chłopca towarzyszącego dziadowi Florkowi (1898 r.) oraz w monotonnych pieśniach, nazywanych dziadowskimi, które często były wykonywaną przez włóczęgów przeróbką średniowiecz­nych żywotów świętych[25].

Pieśni te zawierały zwykle morały, rozważania pobożne o śmierci i życiu wiecznym oraz zbawczej mocy miłosier­dzia, jałmużny i dobrych uczynków. Dziady kościelne śpiewali także pieśni historyczne, opowiadające o bitwie pod Wiedniem, o obronie Częstochowy przed Szwedami, buntach chłopskich, oraz pieśni satyryczne, takie jak ta z XIX wieku:

„Panie mój, jam proch Twój, żona moja prochownica, dzieci moje ładunki Twoje, wystrzel o Panie na swoją chwałę”[26].

Bardzo interesująco na tym tle rysują się Zaduszki na Białorusi, gdzie jeszcze na początku XX wieku wszyscy zmarli, zarówno starzy, jak i młodzi, nosili nazwę „Dziadów”, podobnie jak i sama uroczystość zaduszna. Jak opisywał w 1926 roku W. Klinger: „na „Dziady” jesienne zwane „Zmitrowskije Dziady” wieś­niacy kąpią się w łaźni, podganiając opóźnionych słowami: „puśćcie już umarłych”, a gdy już wszyscy się wymyją, zostawiają w łaźni wiadro czystej wody i świeżą miotełkę dla dziadów”[27].

Poza tym przed wie­czerzą, wedle zwyczaju obowiązującego w tym regionie, otwierano „wierchnik”, czyli okienko mieszczące się pod samą strzechą, aby dusze mogły bez przeszkód przybywać z tamtego świata. Potrawy na wieczerzę tego dnia podawano postne, przy czym w jednych okoli­cach bywało ich dwanaście, a w innych przeciwnie była to liczba nieparzysta, co wyraźnie nawiązuje do współczesnych tradycji bożonarodzeniowych[28]. Wśród potraw zadusznych znaleźć można było bliny i płynny miód, zwany „kanną”, jajecznicę i kaszę z mle­kiem. Na ucztę do stołu zapraszał gości gospodarz trzymający jednej ręki świecę, owiniętą w blin, a w drugiej bochen chleba. Wszystko to obnoszone było trzykrotnie dookoła stołu, „nazywając po imieniu nie tylko zmarłych krewnych, ale też i tych, co mieszkali niegdyś na należącej doń ziemi”, i zapraszając ich słowami: „przybądźcie do tego stołu”[29]. Obecni na wieczerzy goście, odlewając ze swych czar po parę kropel na stół, powtarzali wezwanie: „przybądźcie!”, co angażowało w obrzęd wszystkich obecnych, podobnie jak kończące spotkanie pożegnanie z niewidzial­nymi gośćmi słowami: „Światyje dziedy! jęli i pili, idzicie do siebie!”[30].

 

  1. Uczty zaduszne

 

Ślady przedchrześcijań­skich zwyczajów zadusznych, nawiązujących współcześnie do obchodów wigilii Bożego Narodzenia, znaleźć też można w specyficznych świątecznych potrawach charakterystycznych dla określonego regionu[31]. I tak na przykład na stole wigilijnym i dziś znaleźć można potrawy, które według naszych przodków przywołują zmarłych na wieczerzę, a które stanowią relikt dawnych styp żałobnych. Na Podlasiu Nadnarwiańskim są to na przykład: kutia, pieróg z kapustą i oładki. Przy czym na ucztę spożywaną w intencji zmarłych przyrządzano kutię z wstawioną w śro­dek miski zapaloną świecą, a na sto­le kładziono dodatkową łyż­kę dla mającej przybyć z tamtego świata duszy odkładając także dla niej część z każdej potrawy[32].

Z kolei na Śląsku Opolskim w Dzień Zaduszny gotowano postny obiad składający się z krupy, kapusty z grzyba­mi oraz zupy z rozgotowanych suszonych śliwek, znanej też jako brej[33]. Podczas jedzenia wspominano zmarłych, pozo­stawiając dla ich dusz resztki nie zjedzonych potraw na noc na stole. Podobne zwyczaje odnaleźć można w Anglii, gdzie tegoż wieczora na stole, pokrytym obrusem, zastawiano na całą noc jadło dla umarłych, nie gasząc przy tym ognia w piecach, aby dusze mogły pokrzepić się i ogrzać[34]. Także we Francji, a konkretnie w Normandii jeszcze na początku XX wieku wieśniacy na Wszystkich Świętych po wieczerzy nakrywali starym zwyczajem po raz drugi stół, na­pełniali misy zupą, a szklanki jabłecznikiem, po czym od­dalali się, zamykając za sobą drzwi wierząc, że o północy przychodzą zmarli by zakosztować strawy żywych. W Dolnej Bretanii gospodyni tego dnia wieczorem nakrywała stół obrusem, sta­wiała na nim jabłecznik, mleko kwaśne i ciasto, smażone na patelni naleśniki, przypominające nieco bliny i z całą rodziną udawała się na spoczynek, podtrzymując przez całą noc ogień w palenisku dzięki potężnej kłodzie drewna noszącej nazwę   „kłody zmarłych”, wierząc przy tym, że przez całą noc zmarli grzeją się przy tym ogniu i je­dzą przygotowaną dla nich strawę[35].

Jak opisuje W. Klinger w górnym biegu Saony, znanym na początku XX wieku zwyczajem było, że do kościoła wieś­niacy szli w szatach żałobnych, nio­sąc koszyki pełne jabłek i orzechów, by po nabożeństwie obdarzać nimi dzieci[36]. W ten sposób dary przeznaczone początkowo dla zmarłych zaczęto przeznaczać dla dzieci, co wymownie nawiązuje do dzisiejszych zachowań bożonarodzeniowych.

Podobnie zresztą jest na Sycylii, gdzie 2. listopada jest nie tylko dniem Zadusznym (giorno degli morti), kiedy zmarli porzucają swój przybytek podziemny, aby zakosztować strawy ludzkiej, ale także dniem tradycyjnych podarków dzieciom (giorno di strenne pei fanciulli), które wręczane są im w imieniu zmarłych, pa­tronujących osobiście zgodnie z miejscowym wierzeniem, urządzanemu wtedy specjalnemu jarmar­kowi łakoci i zabawek dziecinnych[37]. Zdaniem W. Klingera przyczyna takiej zmiany w obdarowywaniu leży w utrwalonych wierzeniach, głoszących iż duchy przodków wcie­lają się w nowonarodzone dzieci własnego rodu, czego ślad odnaleźć też można w zwyczaju nadawania wnukowi imienia dziadka[38].

Za przeży­tek dawnych uczt cmentarnych uznać też można znany w południowo-wschodniej Polsce zwyczaj przynoszenia na cmen­tarze i pozostawiania na mogiłach ma­łych chlebków pieczo­nych specjalnie dla dusz zwanych bochniaczkami oraz garnków z jedzeniem, co nawiązywało do starych obrzędów ugaszczania zmarłych[39]. Obyczaj ten, w przeszłości praktykowany był we wszy­stkich regionach Polski, ale najdłużej zachował się na kresach wschodnich, gdzie dla zmarłych dusz pozostawiano na noc garnki z jadłem na kominie, chleb i nóż oraz resztki jedzenia na stole lub oknie, wierząc, że w tym szczególnym czasie dusze mogą wracać na świat, aby się ogrzać i pożywić[40]. Du­chowieństwo przeciwdziałało tym praktykom, ukierunkowując wiernych bardziej na uczynki miłosierdzia „co do ciała” bardziej na potrzebujących, ale żyjących braci w wierze, a „co do ducha” na specjalne modlitwy i msze za zmarłych. Osta­tecznie więc potrawy, które początkowo przeznaczone były dla duchów, zaczęto ofiarowywać ubogim jako jałmużnę, choć współcześnie zwyczaj ten kultywują jeszcze Cyganie polscy, którzy 1 i 2 listopada przynoszą jedzenie na cmentarze i biesiadują na grobach swych bliskich wspominając ich życie i dokonania[41]. Podobne obrzędy znaleźć można było w ubiegłym stuleciu w okolicach Mińska, gdzie na „Dziady” jesienne pod koniec wieczerzy podawano bliny, przy czym najpierwszy z nich rozrywano na tyle części, ile w chacie było okien kładąc po kawałku na każdym, po czym po wieczerzy wszyscy udawali się na cmentarz, zabierając ze sobą go­rzałkę, bliny i kaszę przypominającą kutię. Tam modląc się i płacząc na grobach krewnych, jedli i pili odlewając na groby gorzałki i rzu­cając po trosze każdego rodzaju przyniesionej strawy. Po tych odwiedzi­nach wracano do domów, aby po raz drugi zasiąść do stołu, na którym gospodyni umieszczała bliny i miód. Do miodu wrzucano drobne kawałki blinów, z czego każdy członek rodziny musiał zjeść po trzy łyżki, resztę pozostawiając na miejscu dla zmarłych „dziadów”. Chleb i łyżki pozostawiano na stole przez całą noc, jako ofiarę dla tychże „dziadów”, rozdając wszystko następnego dnia żebrakom[42].

 

  1. Dzień Zaduszny w tradycji Kościoła

 

W cyklu świą­tecznym Wielkanocy, a zwłaszcza w obchodach Niedzieli Przewodniej, którą mieszkający w Polsce wyznawcy prawosławia i grekokatolicy świętują jako Wielkanoc Umarłych, czyli wio­senne Zaduszki, znajdujemy także tradycje nawiązujące do miejscowych obrzędów przedchrześcijańskich[43]. Przy czym w Kościołach wschodnich liturgiczny obchód poświę­cony zmarłym odprawia się wielokrotnie, bo zarówno w sobotę przed nie­dzielą Mięsopustną, kiedy to łączy się treściowo z niedzielną ewangelią o paruzji i sądzie ostatecznym, a w tekstach modlitw wymienia się wszystkich zmarłych od Adama do dnia dzisiejszego, pamiętając zwłaszcza zmarłych tragicznie i pochowanych bez chrześcijańskiego pogrzebu, jak i w 2, 3 i 4 sobotę wielkiego postu, kiedy to w miejsce codziennej liturgii odprawia się liturgię uprzednio poświęconych darów, wprowadzono na­bożeństwo za zmarłych.

Zmarłym poświęcony też został wtorek po niedzieli Przewodniej zwany na Rusi już w XVII wieku „Radnicą” nawiązujący do starożytnej tradycji dzielenia radości ze zmartwychwstania Chrystusa z wszystkimi zmarłymi oraz sobota przed niedzielą Trójcy Świę­tej, która treściowo związana jest z objawieniem się potęgi królestwa Chrystusa dokonanego przez odkupienie żywych i zmarłych[44]. W rosyjskim Kościele prawosławnym wspomina się ponadto w dniu Ścięcia Jana Chrzciciela, czyli 29 VIII tych, którzy polegli za wiarę i ojczyznę.

W Kościele ormiańskim, wspomina się zmarłych następnego dnia po Wielkanocy, po Przemienieniu Pańskim, Wniebowzięciu NMP i Podwyższeniu Krzyża Świętego. W Kościele koptyjskim wspomina się zmarłych w niedzielę Zesłania Ducha Świętego, przy czym w Kościele syryjskim szczególne modlitwy za zmarłych krewnych i przyjaciół przypadają również 15 lutego. Kościoły unickie wprowadziły do liturgii obchód Dnia Zadusznego na wzór zachodni 2 listopada. Przy czym na obszarze Polski lokalne tradycje obchodzenia Dnia Zadusznego przez wiernych obrządków wschodnich obejmują modły w kaplicy cmentarnej, przeniesione z wtorku po niedzieli Prze­wodniej na liturgię eucharystyczną tejże niedzieli połączoną z na­bożeństwem za zmarłych, zakończone w Lublinie litią przy każdym grobie, nabożeństwem za zmarłych odprawianym również we wtorek po Wielkanocy w Mielniku nad Bugiem lub tak jak w Kleszczelach koło Hajnówki – we wtorek po niedzieli Trójcy Świętej[45].

Jak zauważa W. Klinger także w Estonii, u nawróconych na luteranizm kolonistów wielkorosyjskich, w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku, znaleźć można było obchody jesiennej uroczystości zadusznej, która obcho­dzona była jednak nie w Sobotę Św. Dymitra, lecz zgodnie z tradycją zachodnią 2 listopada. Tego dnia krewni schodzili się razem na obiad, gdzie gospodarz w ciszy zapraszał do stołu po kolei wszystkich zmarłych członków rodu aż do naj­dalszego pokolenia. Kiedy według mniemania gospodarza „zmarli już dostatecznie najedli się i napili”, brał on serwetę do ręki i wyma­chując nią w powietrzu, wypędzał niejako z chaty gości z tamtego świata[46]. Podobnie działo się na Białorusi, gdzie jak pisze W. Klinger w Sobotę św. Dymitra „gospodarz przychodzi do cerkwi z worem pełnym pożywienia i obdziela nim… dziadów, baby i całe gromady żebraków, którzy szeregami siedzą w przedsionku i podwórcu cerkiewnym”[47].

Na podstawie przytoczonych tu przykładów łatwo zauważyć, że obrzędowość współcześnie obchodzonych Zaduszek w wielu swoich podstawowych składnikach jest zupełnie identyczna z obrzędowością „Festum animarum omnium” katolików i „Soboty Św. Dymitra” prawosław­nych. Tym samym uznając w sposób oczywisty zaduszny charakter tych ostatnich uroczystości, także omawiany tu Dzień Zaduszny uznać trzeba za dawniej kultywowane zimowe święto zmarłych[48].

W tej sytuacji warto przypomnieć treści teologiczne zawarte w nauce Kościoła, do których nawiązuje Dzień Zaduszny, jego historyczne kształtowanie się oraz cały wachlarz dostępnych wiernym praktyk religijnych, które posiadają wielką wartość duchową i sens. Świadomość eschatologicznego przesłania i znajomość nauczania Kościoła dobitnie uwydatniają rozdźwięk istniejący pomiędzy wartościami promowanymi przez duszpasterzy a omawianymi powyżej obrzędami ludowymi, które niejednokrotnie wynikają z płytkiej wiedzy religijnej, zabobonów oraz niekiedy i braku wiary. To pokazuje jak ważne jest nauczanie prawd wiary, zachęcanie wiernych do praktyk religijnych oraz ukazywanie sensu obrzędów ludowych, aby wierni poznając ich pogański rodowód mogli świadomie z nich zrezygnować.

 

  1. Zaduszne praktyki religijne

 

W Polsce, podobnie jak w innych krajach katolickich, liczne niegdyś, od­prawiane wiele razy w ciągu roku obrzędy i uroczystości zaduszne zastą­piły dwa święta, które Kościół związał z terminem tradycyjnych jesiennych zaduszek, pra­gnąc skutecznie wykorzenić pogańskie wierzenia i praktyki. Zalecano więc szczególnie w tych dniach modlitwę za zmarłych, aby skrócić cierpienia ich dusz, które mogą przebywać w czyśćcu i za­pewnić im wieczny spokój. Zgodnie z nauką Kościoła zarówno święci, jak również inni wierni zmarli po odbyciu oczyszczającej pokuty, mogą orędować u Boga za ludźmi i pomagać im, wypraszając potrzebne łaski – zwłasz­cza w godzinę śmierci[49]. Współcześnie kapłani zachęcają także wiernych do „zamawiania” za zmarłych Mszy świętych gregoriańskich oraz polecania dusz bliskich osób w tzw. wypominkach, których najstarszy przykład, pochodzący z końca XV wieku, zachował się w „Kazaniach gnieźnieńskich”[50]. Wiąże się to z przekona­niem, iż po odprawieniu 30 Mszy świętych przez kolejnych 30 dni, Bóg w swoim miłosierdziu uwalnia duszę z czyśćca, by wprowadzić ją do chwały wiecznej[51].

W książeczkach do nabożeństwa można też znaleźć specjalne modlitwy za zmarłych w młodym wieku, za rodziców, kapłanów itd. Dla przykładu modlitwa za rodziców brzmi: Boże, który kazałeś nam czcić ojca i matkę, zmiłuj się nad ojcem i matką (naszymi rodzicami), odpuść ich grzechy i nagródź ich trudy, a mnie (nam) pozwól oglą­dać ich w radości światła wiecznego. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.”[52]. Podobnie do miłości bożej i miłosierdzia odwołuje się modlitwa za zmarłych w wypadkach drogowych: „Boże, okaż swoją ogromną miłość naszemu bratu (siostrze) N., którego nagła śmierć wyrwała z naszego grona, okrywając nas żałobą i przyjmij go (ją) do swojej chwały. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.”[53].

Ważna jest też pamięć i modlitwa za zmarłych kapłanów, a która brzmi: „Spraw, prosimy Cię, Panie, aby Twój sługa kapłan N., którego w ziemskim życiu zaszczyciłeś świętym pos­łannictwem, radował się wiecznie w niebieskiej chwale. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”[54].

W ten sposób, przez modlitwę dotrzeć można do eschatologicznych prawd wiary, które w jednym zdaniu sformułowano w Martyrologium Rzymskim, gdzie na Dzień Zaduszny umieszczono notatkę następującej treści: „Dzisiaj wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych. Kościół, wspólna i kochająca matka, oddawszy należną cześć wszystkim swoim dzieciom radującym się już w niebie, stara się teraz gorącymi modłami do Chrystusa, swego Pana i Oblubieńca, przyjść z pomocą wszystkim jeszcze w czyśćcu cierpiącym, aby jak najrychlej mogli dojść do społeczności z błogosławionymi w radości wiekuistej”[55]. Tym samym prawda ta, nawiązując do tajemnicy Świętych Obcowania, tłumaczy sens Dnia Zadusznego i przypomina tajemnicę czyśćca, mobilizując jednocześnie wiernych na ziemi do niesienia pomocy duszom, które jej potrzebują.

Ideę tę odzwierciedla przeznaczona na Dzień Zaduszny modlitwa: „Boże, który jesteś Stwórcą i Odkupicielem wszystkich Twych wiernych, racz dać litościwie duszom zmarłych sług i służebnic Twoich, łaskawe wszystkich ich grze­chów odpuszczenie, aby przez najpokorniejsze Kościoła Twego prośby, otrzymały miłosierdzie, którego zawsze pożądały. Przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego, który będąc Bogiem, żyje i króluje w jedności Trójcy Przenaj­świętszej po wszystkie wieki wieków. Amen.”[56].

Jeszcze bardziej wymowna jest modlitwa za dusze w czyśćcu za które nikt się nie modli, a która brzmi: „O Maryjo, litość mnie przenika dla tych dusz, w ciemnym więzieniu pokuty zamkniętych i nie mających nikogo na ziemi, kto by o nich pomyślał. Zwróć, o naj­lepsza Matko, wzrok Twój miłosierny na te dusze opuszczone, pobudź serca litościwych chrześcijan do modlitwy za nimi, a w Swoim sercu macierzyńskim znajdź środki, aby im przyjść ze skuteczną pomocą. O Matko Nieustającej Pomocy, zlituj się nad duszami w czyśćcu cierpiącymi. Jezu miłosierny, daj im pokój wieczny. Amen.”[57].

Pomocą ze strony Kościoła dla dusz czyśćcowych ma też być procesja, odbywająca się w kościele, dookoła kościoła lub na cmentarzu, która odprawiana jest zarówno we Wszystkich Świętych, jak i w Dzień Zaduszny po nieszporach. Obejmuje ona 5 stacji, podczas których modli się kolejno za zmarłych: biskupów i kapłanów, krewnych, dobro­dziejów, pogrzebanych na danym cmentarzu oraz wszystkich zmarłych[58].

 

  1. Krótko o historii Dnia Zadusznego

 

Kościelna uroczystość Wszyst­kich Świętych, która obchodzona jest 1 listopada, wprowa­dzona została do liturgii Kościoła powszechnego w 835 r. przez papieża Jana XI. Natomiast przypadające w Kościele Rzymskim na 2 listopada wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych, znajduje swój początek w zalecanych na początku VII wieku przez Izydora z Sewilli klasztornych praktykach pobożnych takich jak: post, jałmużna i modlitwa, które ofiarowywano za zmarłych zakonników, podobnie jak Msze św. w ich intencji, w poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego[59]. Na początku IX wieku podobnie msze, połączone z odmawianiem psalmów za zmarłych człon­ków klasztoru kultywowano w Fuldzie, w przypadającą 17 grudnia rocznicę śmierci opata Sturmiusza, który był założycielem wspólnoty[60].

Idea modlitwy za zmarłych szczególnie bliska była też Amalaremu z Metzu (zm. ok. 850), który postulował objąć tym zwyczajem wszystkich wiernych zmarłych, wskazując na potrzebę modlitwy za nich przynajmniej raz w roku, właśnie przy okazji wspominania Wszystkich Świętych. Jednak do rozprzestrzenienia się specjalnego dnia modlitwy za zmarłych najbardziej przyczynili się benedyktyni za sprawą opata klasztoru w Cluny – św. Odilona (994-1048).

To właśnie św. Odilon, piąty z kolei opat klasztoru w Cluny we Francji, ustanowił to święto w swoim klasztorze w 998 roku, z myślą o specjalnych modlitwach za wszystkich wier­nych zmarłych, znanych i nieznanych. Inicjatywę tę szybko przejęły także i inne klasztory benedyktyńskie tak, że w XIII wieku był to już zwyczaj powszechny[61]. Oficjalnie Kościół zwyczaj ten usankcjonował przez wprowadzenie, wywodzących swą nazwę od modlitw „za dusze”, Zaduszek do liturgii rzymskiej w XIV wieku, jako wyraz przeko­nania o świętych obcowaniu, zmartwychwstaniu ciał i życiu wiecznym w pełni eschatycznej, jak również skuteczności modlitwy wstawienniczej[62].

Procesja Zaduszna odprawiana była już ok. 1070 w opactwie św. Saby, a na pocz. XIV wieku wprowa­dzono ją także w katedrze w Spirze i Lyonie. W Polsce w diecezji wrocławskiej procesje zaduszne odbywały się już w wieku XIV, na co wskazuje ryt procesji i teksty zawarte w najstarszej agendzie wrocławskiej biskupa Henryka z Wierzbna[63]. Od końca XV wieku procesje odprawiano już w całej metropolii gnieźnieńskiej.

W 1915 roku papież Benedykt XV zezwolił, by każdy kapłan tego dnia mógł odprawić za zmarłych trzy Msze święte: jedną za wszystkich wier­nych zmarłych, drugą w intencji papieża i trzecią we własnej intencji[64]. Zwyczaj ten zapoczątkowali pod koniec XV wieku dominikanie z Walencji i Aragonii, a papież Benedykt XIV w 1748 roku rozciągnął go na Hiszpanię, Portugalię i kraje Ameryki Łacińskiej[65].

 

  1. Teologiczny sens Dnia Zadusznego

 

Obecnie w Kościele zachodnim przypadający 2 XI, liturgiczny obchód poświęcony zmar­łym obejmuje: Mszę św., oficjum i procesję. Szaty liturgiczne są koloru fioletowego, a oznaki żałoby wyrażają miłość Kościoła do tych dusz wiernych zmarłych, które przechodzą na tamtym świecie czas oczyszczenia z należnych za grzechy kar. Jednocześnie, poprzez Najświętszą Ofiarę, komunię świętą, modlitwy i dobre uczynki żyjących wiernych Kościół przychodzi z pomocą tym, którzy sami sobie pomóc już nie mogą. Kościół prawdę tę objaśnił i wyraził zarazem jako dogmat, czyli prawdę o istnieniu czyśćca, na soborze w Lyonie w 1274 roku, gdzie w „Wyznaniu” Michała Paleologa[66] napisano: „Jeśliby prawdziwie pokutujący zakończyli życie w miłości (Boga) jeszcze przed godnym zadośćuczynieniem czynami pokutnymi za popełnione grzechy i zaniedbania, wówczas ich dusze zostaną po śmierci oczyszczone karami czyśćcowymi, czyli ekspiacyjnymi. Do złagodzenia tego rodzaju kar dopomaga wstawiennictwo wiernych żyjących, a mianowicie ofiary Mszy św., modlitwy, jałmużny i inne akty pobożności, które zgodnie z postanowieniami Kościoła jedni wierni zwykli ofiarować za innych wiernych”[67]. Naukę tę powtórzył w dekrecie dla Greków z 1439 roku również Sobór Florencki[68].

Oznacza to, że czyściec pojmowany jest jako miejsce i stan, w którym znajdują się dusze zmarłych sprawiedliwych, którzy opuścili ten świat w grzechach powszednich lub nieodpokutowanych karą doczesną, cierpiąc męki, dopóki nie zostaną zupełnie oczyszczone. Chodzi więc o dusze święte, które zeszły z tego świata w łasce uświęcającej i są w przyjaźni z Panem Bogiem, ale nie mogą wejść do nieba, gdyż mają jeszcze do wyrównania wobec sprawiedliwości Bożej na­leżne długi. Nie są to jednak męki fizyczne, jak wyobrażają to sobie niektórzy chrześcijanie, ale cierpienie duszy polegające m. in. na palącym bólu rozłąki w obliczu ujrzenia świętości Pana Boga i tak wielu okazywanych jej dowodów miłości, wobec których była ona niewdzięczna. Ogień ten pali niezmiernie, gdyż miłość dąży nieprzeparcie ku zjednoczeniu, a rozłąka jest męką, co powoduję, że dusza taka za wszelką cenę szuka miejsca i sposobu do oczyszczenia się, gdyż splamiona chociaż jednym grzechem powszednim nie śmiałaby zjawić się w gronie nieskalanych świętych, zgodnie z napomnieniem Chrystusa Pana głoszącym, że nic nieczystego nie wejdzie do kró­lestwa niebieskiego (Mt 12,36)[69].

Nauka Soboru Lyońskiego została potwierdzona i rozbudowana na soborze w Trydencie (1545-1563), gdzie w osobnym dekrecie o czyśćcu orzeczono nie tylko istnienie czyśćca, ale także prawdę, że możliwa jest pomoc duszom w czyśćcu się znajdującym. Dołączono też wskazówki dla biskupów dotyczące sposobu, w jaki naukę tę należy podawać. Napisano tam: „Ponieważ Kościół katolicki pouczony przez Ducha Świętego, na podstawie Pisma św. I starożytnej Tradycji Ojców, na świętych Soborach, a ostatnio na tym ekumenicznym (Trydenckim) Soborze podał naukę, że istnieje czyściec, a dusze tam zatrzymane są wspomagane wstawiennictwem wiernych, zwłaszcza zaś miłą Bogu Ofiarą Ołtarza – święty Sobór nakazuje biskupom pilnie starać się, ażeby w zdrową naukę czyśćcu przekazaną przez świętych Ojców i święte Sobory wierni wierzyli, by jej przestrzegano, nauczano i ją wszędzie głoszono. Zagadnienia dla prostego ludu trudniejsze i subtelniejsze, które nie służą „do zbudowania” (por. 1 Tm 1, 4) i z których najczęściej nie ma żadnego pożytku dla pobożności – z kazań ludowych powinny być wyłączone. Niech nie pozwalają rozszerzać i zajmować się zagadnieniami niepewnymi lub mającymi pozór fałszu. Niech zabronią jako zgorszenia i obrazy dla wiernych tego, co budzi tylko pewną ciekawość lub zabobonność albo trąci brzydką chciwością”[70]. Przy czym warto w tym miejscu, nawiązując do dekretu Ojców Soborowych przypomnieć słowa starożytnych odnoszące się do zmarłych. U biskupa Kartaginy – św. Cypriana (ok. 210-258), który pisze o duszach „zatrzymanych” przez sprawiedliwość Bożą: „Co innego jest być za­trzymanym, a co innego wejść do chwały; co innego jest być zesłanym do więzienia i nie wyjść z niego, aż nie będzie wypłacony ostatni szelążek; co innego natychmiast otrzymać nagrodę wiary i cnoty, a co innego przez długi czas oczyszczać się w ogniu ze swoich grzechów”, podobnie jak u Tertuliana (160-240), który pisał: „W dzień rocznicy składamy za naszych zmarłych ofiary”, znaleźć można wyraźne odniesienia do nauki o czyśćcu[71].

Także św. Efrem umieścił w swoim testamencie zapis z prośbą, aby 30 dnia po je­go śmierci odbyło się za niego nabożeństwo, „bowiem złożone ofiary przez żywych pomagają umarłym”, co wskazuje na żywą wiarę w skuteczność pomocy duchowej, jakiej żywi udzielać mogą zmarłym już współbraciom[72]. Wiara ta nawiązuje wymownie do starotestamentalnego przekonania Judy Machabeusza o skuteczności modlitwy za poległych, które towarzyszyło mu po bitwie pod miastem Odulla (dzisiaj Chirbet Id-el-Ma), gdzie u wielu zabitych żołnierzy izraelskich, pod ich płaszczami znaleziono bożki zabrane z Jamnii, mogące świadczyć o bałwochwalstwie. Księga Machabejska opowiada więc, jak „Mężny Juda upomniał lud, aby strzegli samych siebie i byli bez grzechu, mając przed oczyma to, co się stało na skutek grzechu tych, którzy zginęli. Uczyniwszy zaś składkę między ludźmi, posłał do Jerozolimy około 2000 srebrnych drachm, aby złożono ofiarę za grzech”, co zdaniem autora świadczy o tym, że Machabeusz „myślał o zmartwychwstaniu” (2 Mch 12,42-45). Właśnie dlatego Juda Machabeusz zebrał i złożył ofiarę przebłagalną za zabitych, aby zostali uwolnieni od grzechu, co niewątpliwie świadczy o tym, że w II wieku przed Chrystusem w Izraelu panowało przekonanie, że można, a nawet trzeba modlić się za zmarłych i składać za nich ofiary, aby mogli dostąpić chwały wiecznej. Kontynuacją i pogłębieniem tej wiary była i jest nauka Kościoła w zakresie świętych obcowania, ciał zmartwychwstania, życia wiecznego oraz sposobów w jaki duszom oczekującym na wejście do chwały dopomóc można o czym świadczą dobitnie choćby przytoczone powyżej orzeczenia soborowe.

Do zbiórek wotywnych, podobnych do tej Judy Machabeusza, nawiązuje jeszcze do dziś obyczaj w niektórych krajach, gdzie tak jak we Włoszech, spotyka się często kaplice i kościoły wotywne, poświęcone specjalnie zmarłym, zwłaszcza tym poległym na wojnie. W miejscach tych codziennie odprawiają się Msze święte, a w rocznice specjalne nabożeństwa, z udziałem władz państwowych i kościelnych[73]. W Polsce z kolei w średniowieczu istniał zwyczaj zapisywania Kościołowi wsi dla zapewnienia po śmierci mszy w swojej intencji, czego śladem są nazwy miejscowości takich jak np. Zaduszne Pole (k. Słonima) i Zaduszniki (k. Mielca i k. Włocławka)[74].

W naszym kraju istnieje też specjalne zgromadzenie sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych, założone przez kapucyna, sługę Bożego o. Honorata. Zostało ono powołane do życia 10 listopada 1889 roku w Zakroczmiu, przy dużym zaangażowaniu młodej wówczas dziewczyny – Wandy Olędzkiej, która zapragnęła oddać swoje życie Chrystusowi dla ratowania dusz cierpiących w czyśćcu. W tym celu chciała wyjechać do Francji, gdzie już trzydzieści lat istniało Zgromadzenie Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych, założone przez Eugenię Smet, znaną jako bł. Maria od Opatrzności. Chcąc upewnić się co do słuszności podjętej przez siebie decyzji, młoda dziewczyna udała się po radę do Ojca Honorata Koźmińskiego, który po odprawieniu nowenny i Mszy św. w tej intencji, zamiast wyjazdu, polecił jej pozostać w kraju, by na uciskanych przez zaborców ziemiach polskich dać początek nowej, bezhabitowej wspólnocie zakonnej, której celem byłoby wspomaganie zmarłych cierpiących w czyśćcu[75]. W ten sposób Wanda Olędzka wraz z kilkoma koleżankami z lat szkolnych, które również miały pragnienie życia zakonnego, utworzyły zgromadzenie polskich Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych. Wspólnie oddały się posługiwaniu ludziom chorym, cierpiącym i najbardziej opuszczonym na ziemi, a trudy związane z tą działalnością ofiarowywały w intencji zmarłych cierpiących w czyśćcu, co i każdy człowiek wierzący przynajmniej ten raz do roku uczynić może[76]. Takie też jest przesłanie i działanie Kościoła, który zachęca aby poprzez Msze św., komunię świętą, modlitwy i dobre uczynki żyjący wierni, niezależnie od stanu czy wieku w taki właśnie sposób przychodzili z pomocą tym, którzy sami sobie pomóc już nie mogą.

 

Podsumowanie

Nie potrawy więc, ani miejsce przy stole dla dziada-jałmużnika, ani też szczeliny w ścianie pozostawiane dla przemieszczania się dusz, czy też obdarowywanie dzieci prezentami, co współcześnie bardziej kojarzy się ze świętami Bożego Narodzenia, przydatne są duszom, które oczekują nieba. I choć, jak wynika z licznych opisów dzisiejsze jednodniowe Zaduszki jesienne to zaledwie skromny skrawek święta, obchodzonego niegdyś uroczyście od trzech dni nawet do miesiąca, to najważniejsze, by pamiętać, że najbardziej skuteczna dla dusz cierpiących jest modlitwa, Msza św. i każda ofiara duchowa, która może przybliżyć je do chwały niebieskiej – nawet jeśli nie stać nas na wykwintne i drogie wieńce i znicze, które tak naprawdę zginą, jak wszystko, co jest materią, a co nieuchronnie przeminie. Tu też pojawia się zadanie dla duszpasterzy, którzy mogą dopomóc w kształtowaniu świadomości wiernych, aby Ci nie poddawali się biernie kultywowaniu obyczajów o korzeniach pogańskich, z których tak naprawdę nie wynika żadne dobro duchowe. Nie warto bowiem tracić nieuchronnie przemijającego czasu na sprawy błahe, kiedy każdy dzień może przybliżać nas ku niebu, gdzie błogosławią Pana wszystkie Jego dzieła. Prawdę tę wyraził Psalmista w słowach:

„Dni człowieka są jak trawa;

Kwitnie jak kwiat na polu.

Ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma,

I miejsce, gdzie był, już go nie poznaje.

A łaskawość Jahwe na wieki wobec Jego czcicieli,

A Jego sprawiedliwość nad synami synów,

Nad tymi, którzy strzegą Jego przymierza

I pamiętają, by pełnić Jego przykazania.

 

Błogosławcie Jahwe, wszystkie Jego dzieła,

Na każdym miejscu Jego panowania;

Błogosław, duszo moja, Jahwe!

(Ps 103, 15-18. 22)

 

 

 

[1] W sposób podobny współdziałanie trzech stanów w Kościele określa Konstytucja Soboru Watykańskiego II Lumen gentium, w której napisano: „Wszyscy bowiem, którzy należą do Chrystusa, mając Jego Ducha, zrastają się w jeden Kościół i zespalają się wzajemnie ze sobą w Chrystusie”. Sobór Watykański II, Konstytucja Lumen gentium, nr 49.

[2] J. S. Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce, t. 2, Wiek XVI-XVIII, Warszawa 1960, s. 118.

[3] W. Klinger, Obrzędowość ludowa Bożego Narodzenia. Jej początek i znaczenie pierwotne, Poznań 1926, s. 62.

[4] J. Szczypka, Kalendarz Polski, Warszawa 1979, s. 273. Por. Encyklopedia Katolicka, t. 4, R. Łukaszyk, L. Bieńkowski, F. Gryglewicz, (red.), Lublin 1985, kol. 595; W. Klinger, Obrzędowość ludowa Bożego Narodzenia. Jej początek i znaczenie pierwotne, Poznań 1926, s. 65.

[5] S. Kwiatkowski, Średniowieczne dzieje Europy, Warszawa 2006, s. 425-426.

[6] Symbol konstantynopolski, w: Breviarium Fidei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła, oprac. S. Głowa, I. Bieda, Poznań 1988, IX, 10.

[7] Jan Usiądek, Rok liturgiczny w rodzinie. Tradycja i obrzędy, Olsztyn 1998, s. 155.

[8] Por. S. Kwiatkowski, j. w., s. 412; B. Ogrodowska, Zwyczaje, obrzędy i tradycje w Polsce, Warszawa 2001, s. 257.

[9] Nazwa „manizm” pochodzi od łacińskiego słowa „manes” oznaczającego „zmarłych przodków”.

[10] Encyklopedia Katolicka, t. 4, j. w., kol. 595.

[11] Por. W. Klinger, j. w., s. 71; Encyklopedia Katolicka, j. w., kol. 595.

[12] Tamże.

[13] Por. J. Szczypka, Kalendarz Polski, Warszawa 1979, s. 273; W. Zaleski, Święci na każdy dzień , Warszawa 1997, s. 685; B. Ogrodowska, j. w., s. 258.

[14] B. Ogrodowska, Zwyczaje, obrzędy i tradycje w Polsce, Warszawa 2001, s. 257-260.

[15] Tamże, j. w., s. 259.

[16] W. Klinger, j. w., s. 63.

[17] Tamże, s. 64.

[18] Stypa, zwana też lokalnie na wschodnich kresach Polski „Umerlinami”, a na Ziemi Sądeckiej „Pogrzebinami”, znana na Warmii jako „Cerm” (od niemieckiego słowa „Zärm”) i „Pogrobki”, na Kurpiach jako „Boży obiad”, a na Kaszubach i Śląsku jako „przepijanie skórki” i „konsolacja” (od łacińskiego słowa „Consolatio” oznaczającego „pocieszenie”) to obrzędowa uczta pogrzebowa ku czci zmarłego, która odbywała się dawniej przed pogrzebem, przy zwłokach lub po pogrzebie oraz w rocznicę śmierci. W trady­cji starosłowiańskiej stypę, zwaną strawą lub obiatą poprzedzała trizna, czyli igrzy­ska, zapasy, rycerskie turnieje, odby­wające się w pobliżu zwłok na cześć zmarłych z wyższych stanów, bogaczy, wojowników; ucztę obrzędową spożywano dopiero po zakończe­niu igrzysk. Do XVI w. trizna i strawa były nieodłącznym, charakterystycz­nym elementem słowiańskiego rytuału pogrze­bowego. W północnych regionach Polski dość długo zachowywały się relikty archaicznych obrzędów karmienia dusz i wyposażania zmarłego w jadło na długą drogę w zaświaty: stoły po sty­pie pozostawiano nie uprzątnięte, a o północy węzełki z resztkami potraw i chlebem wynoszono na rozstaj­ne drogi. W czasach obecnych tradycyjna stypa zmieniła się w przyjęcie wyprawiane dla obecnych na pogrzebie krewnych, przyjaciół, a zwłaszcza dla rodziny przyjeż­dżającej z odległych miejscowości. Por. A. Szyfer, Zwyczaje, obrzędy i wierzenia Mazurów i Warmiaków, Olsztyn 1968, s. 95; B. Ogrodowska, j. w., s. 198-199.

[19] B. Ogrodowska, j. w., s. 49-51.

[20] Tamże.

[21] Dziady kościelne, zwane też „kalwaryjskimi” lub „częstochowskimi”, to znane w całej Polsce do niedawna osoby wędrownych żebraków-pątników, którzy często rekrutowali się z przestępczego świata, złodziei, oszustów i włóczęgów. Zdarzało się, że two­rzyli oni grupy kierowane przez wybiera­nych „dziadowskich” wójtów, wędrując zwłaszcza w dni odpustów od miejscowości do miejscowości „po proszonem”. Odwie­dzali oni tłumnie jarmarki i sanktuaria pielgrzymkowe, zatrzymując się w miejscach uczęszczanych takich jak: rozstajne dro­gi, przydrożne kapliczki i Boże męki, na stop­niach i dziedzińcach kościołów, pod cmentarnymi murami, modląc się gło­śno i prosząc o jałmużnę. Chcąc wzbu­dzić litość i skłonić przecho­dniów do hojnych datków, obnażali kalekie kończyny, ciało pokryte ra­nami i wrzodami, często dodatkowo symulując choroby psychiczne, kalectwo lub ślepotę. Wzywali przy tym głośno Boga i świętych Pańskich, obiecując modlitwę w in­tencjach ofiarodawców i zmarłych z ich rodzin. Opowiadali przy tym legen­dy i historie, nawiązujące zazwyczaj do życia świętych, a jako wieczni wędrowcy przynosili też nowiny z różnych, odległych zakątków kraju. Por. B. Ogrodowska, j. w., s. 49-50.

[22] Por. W. Klinger, Obrzędowość ludowa Bożego Narodzenia. Jej początek i znaczenie pierwotne, Poznań 1926, s. 72; B. Ogrodowska, j. w., s. 49-51.

[23] Jeszcze na początku XX wieku na Podlasiu i Mazowszu nadnarwiańskim przynoszono do ko­ścioła, oprócz datków dla ubogich, tak­że ofiary w formie pieniędzy i żywności dla księży i służby kościelnej. Przy czym zwyczajo­wym gościńcem dla księdza w święto zmarłych była barania łopatka. Por. J. S. Bystroń, j. w., s. 118; B. Ogrodowska, j. w., s. 50-51.

[24] Pojawienie się tajemniczego ducha w pewien sposób tłumaczy wiersz „Upiór” dołączony przez autora do „Dziadów”, choć bohater tegoż utworu, nie jest całkowicie tożsamy z nieznaną zjawą z II części „Dziadów”. Tytułowy bohater tego utworu to postać o nieokreślonym statusie egzystencjalnym – nie żyje, ale i nie umarł ostatecznie. Jest duchem powracającym, jakby zawiedzonym pomiędzy światami, który został skazany za samobójstwo na karę corocznego powtarzania swego cierpienia na świecie. Cierpienie to jest związane z nieszczęśliwą miłością i życiem wśród ludzi, którzy go nie rozumieją.

[25] Na przykład pieśni-legendy o św. Mi­kołaju, Marcinie, Janie Bożym, zamie­szczone zostały w zbiorku „Wieniec pieśni żebrackich z żywotów świętych i innych podań prawdziwych” Michała Sucharowskiego z 1860 roku.

[26] L. Bielawski, A. Mioduchowska, Polskie pieśni i muzyka ludowa. Źródła i materiały, cz. 1: Kaszuby. Pieśni obrzędowe, Warszawa 1997, s. 210.

[27] W. Klinger, j. w., s. 68.

[28] Tamże, s. 69.

[29] Tamże.

[30] Tamże.

[31] Por. W. Klinger, j. w., s. 62; B. Ogrodowska, j. w., s. 199.

[32] B. Ogrodowska, j. w., s. 259.

[33] Tamże.

[34] W. Klinger, j. w., s. 64.

[35] Le Braz, La legende de la mort en B.-Bretagne, s. 280.

[36] W. Klinger, j. w., s. 66.

[37] Tamże, s. 64-67.

[38] U Ormian, aby zachować pamięć o zmarłym, jego imię jeszcze do niedawna w sposób powszechny nadawane było nowonaro­dzonemu niemowlęciu, i jeżeli zmarły był jego ojcem albo dziadem, do dziecka zwracano się „papo” albo „dziadziu”, pilnując jednocześnie, aby na Chrzcie Świętym nie nadawać dziecku imienia jed­nego z żyjących krewnych, gdyż wówczas według wierzeń życie jego byłoby w niebezpieczeństwie, ponieważ jego „słońce, t. j. dusza, przeszłaby na no­wonarodzonego”. Zob. W. Klinger, j. w., s. 67.

[39] Encyklopedia Katolicka, t. 4, j. w., kol. 595.

[40] Por. J. Szczypka, j. w., s. 273; Encyklopedia Katolicka, t. 4, j. w., kol. 595.

[41] Por. J. S. Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce, t. 2, Wiek XVI-XVIII, Warszawa 1960, s. 69-70; B. Ogrodowska, j. w., s. 258-259.

[42] W. Klinger, j. w., s. 70.

[43] Encyklopedia Katolicka, t. 4, j.w., kol. 594.

[44] Tamże, kol. 595.

[45] Tamże, kol. 596.

[46] W. Klinger, j. w., s. 72.

[47] Tamże.

[48] W. Klinger, Obrzędowość ludowa Bożego Narodzenia. Jej początek i znaczenie pierwotne, Poznań 1926, s. 62-74.

[49] Zob. Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 1995, s. 463, p. 956, 2012.

[50] Wypominki to szczególny rodzaj modlitwy całego Kościoła za zmarłych. Na kartkach wspominkowych wypisuje się imię i nazwisko zmarłych osób z rodziny, znajomych itp., następnie kartki wrzuca się do specjalnych skrzynek, skarbon albo puszek, aby mogły zostać odczytane podczas specjalnych nabożeństw i modlitw, które najczęściej odbywają się przed wieczorną Mszą Świętą. Por. W. Zaleski, j. w., s. 685; Jan Usiądek, j. w., s. 152; Encyklopedia Katolicka, t. 4, j. w., kol. 595.

[51] W. Zaleski, j. w., s. 687.

[52] Jan Usiądek, Rok liturgiczny w rodzinie. Tradycja i obrzędy, Olsztyn 1998, s. 155.

[53] Tamże.

[54] Tamże, s. 156.

[55] Martyrologium Rzymskie, 2 listopada, w: http://mateusz.pl/swieci/1102a.htm

[56] Jan Usiądek, j.w., s. 153.

[57] Tamże, s. 156.

[58] Encyklopedia Katolicka, t. 4, j. w., kol. 595.

[59] Por. Encyklopedia Katolicka, t. 4, j. w., kol. 594; Reguła monachorum 24, 2; PL 83, 894.

[60] Modlitwy takie zarządził opat Eigil. Zob. Vita 25; PL 105, 400.

[61] Zob. Statutom de defunctis, PL 142, 1037-1038.

[62] Por. W. Zaleski, j. w. , s. 685; Ordo romanus XIV z 1311 r.

[63] Encyklopedia Katolicka, t. 4, j. w., kol. 594.

[64] Jan Usiądek, j.w., s. 152.

[65] Encyklopedia Katolicka, t. 4, j. w., kol. 594.

[66] Papież Grzegorz X w 1274 r. zwołał XIV sobór powszechny do Lyonu, na który przybyli przedstawiciele duchowieństwa greckiego z Konstantynopola. Ojcowie soborowi podjęli tam uchwały zjednoczeniowe obu kościołów, a ambasadorowie cesarza Bizancjum Michała VIII Paleologa (ur. 1224/1225-zm. 11.12.1282) złożyli w obecności papieża wyznanie wiary uroczyście uznając prymat kościoła rzymskiego. Uchwały soborowe zostały ogłoszone przez Grzegorza X 6 lipca 1274 r. Por. Breviarium Fidei, II, 12; M. Banaszak, Historia Kościoła Katolickiego, t. 2, Średniowiecze, Warszawa 1987, s. 344.

[67] Breviarium Fidei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła, oprac. S. Głowa, I. Bieda, Poznań 1988, VIII, 106.

[68] Tamże, VIII, 112.

[69] W. Zaleski, j. w., s. 686-687.

[70] Kwestią tą zajmowano się na sesji XX Soboru w Trydencie, w roku 1563. Zob. BF VIII, 117.

[71] W. Zaleski, j. w., s. 687.

[72] Tamże.

[73] W. Zaleski, j. w., s. 687.

[74] Encyklopedia Katolicka, t. 4, j. w., kol. 595.

[75] W Pierwszych Ustawach Zgromadzenia bł. Honorat napisał, że „wspomożycielki, naśladując Chrystusa Pana, przenoszą się duchowo do czyśćca, aby ratować dusze tam cierpiące i jako Zbawiciel zasługami swymi spłacił długi dusz czekających odkupienia, tak one zrzekają się zasług wszelkich dla siebie, na korzyść dusz czyśćcowych – a zatem przedstawiają tajemnice miłości Chrystusa dla zmarłych i są żywym objawem artykułu wiary: zstąpił do piekieł”. Według Założyciela siostry maja także przypominać światu zajętemu zbieraniem ziemskich bogactw o tym, że życie wieczne ma być najważniejszą troską człowieka. Zob. http://www.katecheza.info/zycie/zswdc.html

[76]Wspomożycielki przyjęły Regułę św. Franciszka ponieważ zostały założone przez Kapucyna, którego zakon stanowi jedną z głównych gałęzi zakonu franciszkańskiego. Centrum w codziennym życiu wspólnoty stanowi Eucharystia, jako realna obecność Zbawiciela. Zob. http://www.katecheza.info/zycie/zswdc.html